Podstawka mi się nie podobała, jestem znanym hejterem oryginalnego Spider-Crapa z PS4. ;) Moim głównym zarzutem do tamtej gry była masa śmieciowych aktywności pobocznych (pamiętam oczyszczanie smogu) oraz bardzo kiepski (subiektywnie) antagonista. Walka też mi średnio szła (jestem fanem Batmana). Całość mnie wymęczyła, chociaż ukończyłem, ale odzwierciedla to moja ocena tamtej gry.

Miałem problemy z pierwszym egzemplarzem PS5, a teraz udało mi się kupić drugi i wziąłem na tapet Moralesa nie dlatego, że miałem ochotę w niego grać, tylko dlatego, że był dobrym tytułem testowym, żeby przekonać się czy z nową konsolą jest wszystko w porządku. Nastawiłem się więc na powtórkę z „rozrywki”.

Pomyliłem się. Okazało się, że Miles Morales istotnie jest Spider-Manem, ale jest też grą mniejszą, bardziej skupioną. Gra oddaje w ręce gracza nowe moce, które bardzo przydają się w walce i czynią ją ciekawszą. Aktywności poboczne są oczywiście w dużej mierze powtarzalne, ale jest ich niewiele i generalnie robiło się je przyjemnie. Podobnie jak w Days Gone, jeżeli robienie „obozów” jest ograniczone, to mnie nie męczy.

Misje poboczne (niebieskie) były interesujące, czasem humorystyczne (kot Spider-Man) i dobrze wpasowują się w komiksową tematykę. Podczas większości czynności, czy to latanie po mieście, czy tłuczenie zbirów postaci (nie tylko Miles) prowadzą ironiczną wymianę zdań — bardzo przypomina mi to komiksy, które czytałem jako nastolatek. Nawet misja z łapaniem gołębi dla Howarda mi się tym razem podobała.

Tym razem mamy do czynienia z interesującym przeciwnikiem z realnymi motywami działania i skomplikowaną relacją z głównym bohaterem gry. Podobnie interesująca jest plejada bohaterów pobocznych — rodziny i przyjaciół Milesa.

Nowy Jork w okresie świątecznym wygląda super, grafika w tej grze urywa d…, największe wrażenie na mnie zrobił RT (odbicia nawet w karoserii samochodów czy mikrofalówce). Cutscenki były świetnie wyreżyserowane, sceny akcji i superbohaterskich pościgów po mieście były NIESAMOWITE.

Dlaczego nie maksymalna ocena? Głównie ze względu na aktywności poboczne, które tak jak napisałem są ok, ale jednak mogłoby ich nie być. Żeby mi się to w pełni podobało, to np. musiałoby być tylko dwie bazy Undergroundu, każda o innym układzie, innym celu i z inną fabułą. Czyli de facto najlepiej jakby był to wątek główny. Cóż, po prostu nie lubię repetycji.

Polecam i osobiście czekam na Spider-Man 2.

Plusy:
+ przepiękna ręcznie rysowana grafika, gra wygląda jak wysokobudżetowy film animowany
+ ładna muzyka
+ dobrze napisane i odegrane dialogi

Minusy:
- brak gry w grze, jest to w zasadzie Visual Novel, a gra jest długa
- bardzo kiepskie QTE mające tylko jeden schemat, zupełnie niepotrzebne i nic nie wnoszące do rozgrywki — domyślam się, że miało przeciwdziałać ogólnemu wrażeniu braku gameplayu, ale w praktyce nie pomaga

Ogólnie solidna i interesująca pozycja, ale gry tutaj niewiele. Można potraktować jako lekko interaktywny serial.

Mówi się, że do trzech razy sztuka. Potrzebowałem trzech podejść do BioShocka, żeby przejść dalej niż pierwszy etap i ostatecznie grę ukończyć.

Jako shooter, zwłaszcza, że jest starą grą, nie porywa. Gdyby w grze nie było fabuły (i wcale nie jest to, moim zdaniem, jakieś mistrzowskie dzieło) w postaci audiologów i transmisji radiowych, to na pewno bym jej nie ukończył. A tak to była przyjemna, ale mesjasz nie nadszedł.

Ogólnie przyjemna produkcja, nie powiem jednak, że obowiązkowa.

2021

Lake to taki biedny DONTNOD. Na początku bardzo mi się podobało, włącznie z rozwożeniem listów i paczek. Gra jest paradoksalnie (bo jest krótka) za długa i jeżdżenie pocztową furgonetką od połowy gry zaczęło mnie nużyć. Brakuje rockstarowego sznytu – kierunkowskazów w samochodzie, deszczu, który rzeczywiście moczy pojazdy i ubrania. Bohaterka nie stawia flagi w typowych amerykańskich skrzynkach pocztowych po włożeniu do nich listów. Jak dostarcza się paczkę do domu, w którym nie ma fabularnego NPC (czyli 95% dostaw), to nigdy nikogo nie ma w domu i po prostu paczkę zostawia się na werandzie. Takie małe szczegóły, gdyby były zaimplementowanie, sprawiłyby, że te nudne czynności chciałoby mi się powtarzać przez całą grę, a nie tylko pół gry – jak w Death Stranding.

Na gruncie przygodówkowym (postaci, dialogi, osobiste refleksje i dramaty) jest ok, ale ostatecznie wszystko rozchodzi się po kościach. Mnie nie wzruszyło, nie ucieszyło, nie wywołało emocji.

Zaczynajac grę miałem prawie ochotę jej wystawić maksymalną notę, a skończyło się na określeniu „niezła”.

Ten dodatek wygląda jak blueprint do nadchodzącego Stranger of Paradise. Gameplay jest bardzo zbliżony, chociaż sama gra dużo łatwiejsza i nie jest Soulslike.

Ogólnie nic ciekawego.

Z jednej strony ciekawy zabieg zrobienia strzelanki z Final Fantasy. Z drugiej techniczne drewno i dziwaczne sterowanie. Przypomniało mi się dlaczego ogólnie FF XV mi się za bardzo nie podobało.

Historyjka byłaby ciekawa jakby miała jakąkolwiek głębię. Mam wrażenie, że to już było.

Meh.

Niezłe, krótkie doświadczenie. Bardzo prosta i liniowa konstrukcja. Dla mnie to było bardziej tech demo, które można zaprezentować wydawcy jako propozycję dla stworzenia gry niż właściwa gra. Czuję spory niedosyt.

Przyjemnie jest się wcielić w rolę najlepszego detektywa świata, można stanąć przed lustrem i powiedzieć I’M BATMAN! ;)

Zagrałem tylko parę godzin żeby sprawdzić. Nie siadło mi. Mechanicznie czy graficznie nawet spoko, jak na tak starą grę, ale nie podoba mi się fabuła i czerstwe dialogi. Wolę poświecić swój czas na inną grę.

To miało być Deliver Us the Moon w VR, ale nie było. Przeszedłem chyba prawie całą, ale straciłem zainteresowanie i nie chcę ciągnąć na siłę.

Jest to najbardziej rozbudowana gra z serii, w którą do tej pory zagrałem (przy czym zaczynałem od Kiwami, a nie 0). Pojawiło się dużo nowych elementów w gameplayu, przez co niby gra się w to samo (można powiedzieć, że jak ktoś zagrał w jedną Yakuzę, to grał we wszystkie -- ale chyba to samo można powiedzieć o prawie każdej serii gier wideo).

Mamy pięcioro bohaterów (w tym grywalna Haruka, która do tej pory była w każdej grze NPCem oraz zupełnie nowa postać), a każda (no dobra, oprócz Akiyamy, który tym razem jest sidekickiem Haruki) postać ma własny duży side quest, w którym pojawia się zupełnie nowa mechanika — jazda taksówką dla Kiryu, polowanie w górskich lasach dla Saejimy czy branie udziału w śpiewano-tańczonych koncertach i ulicznych potyczkach tancerzy dla Haruki. O nowej postaci nie będę pisał, żeby nie psuć niespodzianki. Dodatki te wytrącały mnie z rutyny i były jakby grą w grze, bardzo mi się podobał ten pomysł.

Muszę jednak wrzucić łyżkę dziegciu do tej beczki. Mam wrażenie, że w grze było mało naprawdę zakręconych zadań pobocznych. Ogólnie zadań jest dużo, ale takich powodujących u mnie wybuchy śmiechu czy po prostu dziwacznych było tym razem niewiele. Z drugiej strony — ileż można ich wymyślić, żeby się cały czas nie powtarzać?

Największym problemem dla mnie była jednak długość gry. Moim zdaniem, Yakuza 5 jest zdecydowanie za długa. Cały czwarty rozdział (z nową postacią) bardzo przeciągnął grę. Zmierza się do końca historii i nagle dostaje się nowe miasto, nowego protagonistę, nowe postaci, nową historię, nowe mechaniki, itd. Samo w sobie jest to super, tylko mogłoby już znaleźć się w innej grze, bo tu walizka się nie domyka!

Ogółem gra bardzo dobra, jak każda (tak, nawet trzecia!) Yakuza, pozycja obowiązkowa.